niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział Dwudziesty Czwarty

Madeline

Przeokropny ból głowy dobiegł mnie, kiedy tylko poczułam nieprzyjemny zapach. Jęknęłam cicho, mając zamiar poruszyć ręką, kiedy uświadomiłam sobie, że jestem związana. Zmarszczyłam brwi, próbując się poruszyć jednak na marne, a za każdym razem kiedy tylko próbowałam sznury ocierały się o moją skórę, a po chwili czułam jak spływa po niej krew. Westchnęłam, zaprzestając na chwilę czynności. W pomieszczeniu było ciemno, jednak przez okna, wpadało do środka światło księżyca. Dopiero w tym momencie zauważyłam, że jestem  w szkole, a dokładniej w pracowni chemicznej. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się dokładnie po pomieszczeniu, kiedy nagle drzwi do środka otworzyły się, a w nich stanął Kevin, a raczej... Rick... Cholera go wie! Psychopata.
- Jak się czujesz, kochanie? - Spytał, podchodząc o wiele bliżej. Przystanął obok mnie, jedną nogę stawiając na jedno z krzeseł, następnie opierając się o swoje kolano. Prychnęłam, kręcąc delikatnie głową.
- Kochanie jest już przereklamowane, nie potrafisz wymyślić już nic oryginalnego? - Spytałam, posyłając mu jeden z moich denerwujących uśmieszków. 
Rick parsknął śmiechem, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
- Po co mam się starać skoro i tak tego nie docenisz? 
- Racja - Mruknęłam, wzruszając ramionami, jednak szybko tego pożałowałam, czując jak sznury ranią moją skórę - Ale muszę przyznać, że jak na kompletnego idiotę twój plan był nieprzeciętny.
- Ach, dziękuję - Powiedział, kłaniając mi się delikatnie. Wciąż był rozbawiony. 
Chłopak odwrócił się, następnie podszedł do stolika, na którym leżał nóż. Wziął go do ręki, po czym zaczął go obracać. Zaśmiał się cicho, po chwili kierując na mnie swój wzrok. 
- Nawet nie wiesz jak długo czekałem na tą chwilę - Prychnął, podchodząc bliżej mnie, a kiedy ujrzałam wielkość noża, przyznaję przeraziłam się. - Co się dzieje, słoneczko? Boisz się? - Prychnął rozbawiony, mój strach zapewne sprawiał mu ogromną satysfakcję. 
- Cóż, znając życie i tak ci coś nie wyjdzie, więc raczej nie powinnam - Syknęłam, patrząc mu prosto w jego roześmiane i ciemne oczy. Delikatnie zaczęłam poruszać ręką, starając się, chwycić za mój scyzoryk, który noszę przy sobie, schowany w rękawie.
- Tego szukasz? - Spytał, zauważając co próbuję zrobić, następnie wyjął z kieszeni mój scyzoryk. 
Rozbawiony patrzył na mnie, zupełnie w tej chwili bezbronną. Zmarszczyłam brwi.
- Teraz możesz nim sobie poderżnąć gardło.
Rick zaśmiał się, ciesząc się, że w tym momencie ma nade mną sporą przewagę, lecz gdyby nie te sznury, to...
Nie miałam pojęcia co mam teraz zrobić, nie chciała zginąć, a zwłaszcza z ręki tego idioty. Lecz, szczerze mówiąc bałam się go, bałam się tego co może zrobić, skoro przecież był zdolny do wymyślenia tego całego planu, nie wiem czego mogę się po nim spodziewać. Patrzyłam na niego, starając się nie pokazywać mojego lęku przed nim, nie mam zamiaru przecież sprawiać mu jeszcze więcej radości. 
Myślałam o Scarlett i o tym wszystkim co zrobiła,  nie potrafiłam tego zrozumieć, a raczej uwierzyć, że to wszystko było jednym wielkim kłamstwem. Przecież znam ją już od paru dobrych lat, wiem kiedy kłamie... Poza tym nie mogę uwierzyć, że taka dziewczyna, mogłaby posunąć się do wypełnienia planu, który wymyślił jej psychiczny brat, w celu zemsty na nas wszystkich. Pamiętam kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Siedziała na łóżku, w naszym wspólnym pokoju w internacie. W rękach mocno ściskała fotografię, którą do dziś nosi w swojej torbie. Dziewczyna miała ponurą i bladą twarz, była ubrana cała na czarno, a jej oczy były spuchnięte i czerwone od łez. Kilka razy w nocy słyszałam jak płacze, siedząc skulona na swoim łóżku. Niczego nie rozumiałam, jej, ani jej zachowania. Każdego dnia zdawała się być ogromnie silna, miała wszystko gdzieś, robiła to co chciała i jak chciała. Mówiła wszystkim co o nich myśli, nie bojąc się konsekwencji, a w nocy zmieniała się w cichą i skrzywdzoną dziewczynkę. Pewnego razu po prostu usiadłam obok niej i delikatnie przytuliłam, widziałam, że wzdrygnęła się, kiedy tylko to zrobiłam, lecz po chwili wtuliła się we mnie. Mijały dni, tygodnie, miesiące, aż w końcu bardzo się zmieniła, z początku starała się nawiązać ze mną kontakt, lecz najwyraźniej nie wiedziała jak ma to zrobić. Zaczęłam zauważać, że łączy nas naprawdę wiele wspólnych cech i nawet nie zauważyłam kiedy, a stałyśmy się jak... Siostry. Scarlett opowiedziała mi o śmierci swoich rodziców, jednak mówiła, że zginęli w wypadku samochodowym, mówiła także, że nie ma rodzeństwa. Gdyby teraz na to wszystko spojrzeć, rzeczywiście, z początku grała, ale mogę się założyć, że ona mi zaufała i po jakimś czasie, zaczęła być ze mną szczera. Dlatego, jest mi teraz trudno uwierzyć w to co powiedział mi Rick, jeszcze na wyścigach, że Scarlett przez cały ten czas udawała.
- Jakieś ostatnie słowa? Zanim zostaniesz poćwiartowana? - Spytał, bawiąc się swoim nożem w ręku. 
- Tak w zasadzie to mam kilka pytań - Mruknęłam, zupełnie obojętnie.
- Nie mam zamiaru się w to bawić, zwłaszcza, że próbujesz grać na czas.
- Nie, po prostu jestem ciekawa dlaczego to wszystko zrobiłeś - Odpowiedziałam. Rick pokręcił głową, nie zgadzając się. - Och no co ci szkodzi i tak później mnie zabijesz - Powiedziałam, wzdychając. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, aż tak ci się tam śpieszy? - Spytał, następnie chwycił jedno z krzeseł i postawił je naprzeciwko mnie, po czym usiadł na nim. 
- Powiedzmy, mam pozdrowić od ciebie szatana, kiedy tam będę? - Spytałam, uśmiechając się do niego słodko. Rick wywrócił oczami, krzyżując ręce.
- A więc powodem była Isabell - Mruknął, a ja wzdrygnęłam się na imię siostry mojego przyjaciela. - Ukrywanie jej przede mną to był największy błąd jaki ten kretyn mógł zrobić. 
- Chronienie jej przed tobą? Chyba żartujesz, spójrz na siebie, jesteś nieobliczalnym i chorym psychopatą! - Syknęłam, próbując ponownie wydostać się, by następnie móc przywalić temu człowiekowi.
- Kolejny komplement - Zaśmiał się. 
- Idiota - Warknęłam. - Mamusia nie nauczyła, że zemsta nie popłaca?
- Najwidoczniej nie zdążyła, bo została zamordowana przez jakiegoś dilera - Wzruszył ramionami, wypowiadając każde słowo z zupełną obojętnością i spokojem.
- A ty się dziwisz czemu Isabelle od ciebie uciekała - Prychnęłam z obrzydzeniem patrząc na Ricka.
Chłopak zmrużył oczy, nagle wstając i z całej siły kopiąc w krzesło, na którym przed chwilą siedział. 
- Kochałem ją, a wy chcieliście mi ją odebrać! - Krzyknął
- Ona sama nie chciała z tobą być! - Warknęłam mu prosto w twarz.
- Kłamiesz - Szepnął, robiąc kilka kroków do tyłu.
- Nie próbuj oszukiwać samego siebie, widziałeś jak ją krzywdzisz. Zapomnij o niej, to było trzy lata temu.
Chłopak stanął, patrząc tępo w ciszy na tablicę przed nim. Stał tak przez kilka minut, a następnie odwrócił się w moją stronę z dziwnym wyrazem twarzy. Zastanawiałam się co siedzi w jego głowie. Oparł się o biurko, patrząc na mnie.
- Następne pytanie.
Zmarszczyłam brwi, będąc zaniepokojona jego zachowaniem, gdyż trzeba przyznać było bardzo dziwne, lecz postanowiłam skorzystać z tej okazji i zadać mu jeszcze parę pytań.
- Dlaczego akurat Kevin Racs?
- Kiedy ułożysz listery z Rick Evans w innej kolejności, wyjdzie Kevin Racs - Odpowiedział, wzruszając ramionami.
Zmrużyłam oczy.
- Ej, ukradłeś ten pomysł z Harry'ego Pottera - Oburzyłam się, a Rick spojrzał na mnie pytająco - A ty co? Voldemort jesteś? - Prychnęłam.
- O czym ty do cholery mówisz? - Spytał zdezorientowany.
- Jasne, udawaj że nie wiesz...
Rick pokręcił głową i westchnął.
- Jak oni z tobą wytrzymują? - Spytał, a ja wzruszyłam delikatnie ramionami. - Może kiedy zginiesz to wyświadczę im pewną przysługę.
Wywróciłam oczami.
- Masz ostatnie pytanie - Powiedział.
Przygryzłam wargę, zastanawiając się o co mam go spytać. Pozostało mi naprawdę niewiele czasu, a jak widać, nigdzie pomoc nie nadciągała. Powoli zaczynałam się denerwować.
- Jak udało ci się wplątać w to wszystko Scarlett? Nie wierzę, że zrobiła to z własnej woli, co jej powiedziałeś? - Spytałam. Rzeczywiście, bardzo mnie to zastanawiało.
Rick uśmiechnął się w wyjątkowo niepokojący sposób, po czym podszedł bliżej.
- Dlaczego sądzisz, że ją okłamałem? - Spytał spokojnym głosem. - Jest moją siostrą, płynie w nas ta sama krew, jest taka jak ja - Odpowiedział zadowolony.
- Nie - Stanowczo zaprzeczyłam - Scarlett nigdy nie była, nie będzie i nie jest taka jak ty!
Rick prychnął.
- Jesteś pewna? 
- Tak - Odpowiedziałam, bez żadnego zawahania.
- A więc sama się o tym przekonaj - Mruknął, następnie gestem dłoni przywołał kogoś do siebie, kogoś kto przez ten cały czas był świadkiem naszej "rozmowy". 
Rick posłał mi uśmiech, a następnie moim oczom ukazała się kobieca sylwetka, w której rozpoznałam Scarlett.
Dziewczyna stała z zupełnie obojętną miną, lustrując całą moją twarz. Zmrużyłam oczy, niczego już w tym momencie nie rozumiejąc.
- Siostrzyczko - Powiedział Rick, a Scarlett spojrzała w jego stronę - Czy uczynisz mi ten zaszczyt? - Spytał, następnie wyciągając przed siebie nóż, chcąc by dziewczyna go chwyciła.
Mój oddech przyśpieszył, widząc co się dzieje, jednak wciąż ufałam Scarlett, wierzyłam, że nie jest taka jak jej brat.
Scarlett bez słowa po chwili chwyciła do ręki nóż, po czym przyjrzała się mu dokładnie, następnie podnosząc na mnie swój wzrok.
- Nie wierzę, że to zrobisz, znam cię, nie jesteś taka - Szepnęłam, patrząc w oczy przyjaciółce. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na mnie, zapewne nie wiedząc jak ma zareagować.
- Rick ma rację, płynie w nas ta sama krew - Powiedziała, a następnie podeszła do mojego krzesła i stanęła za mną. Obróciła w ręce nóż, a następnie szybkim ruchem przyłożyła mi go do szyi. 
Przełknęłam ślinę, spoglądając na ostrze, które zaraz miało stać się narzędziem zbrodni.
- Wciąż ci ufam - Szepnęłam szczerze.
Scarlett nachyliła się delikatnie nade mną, chcąc powiedzieć mi coś do ucha.
- Wiem i powinnaś.
Uśmiechnęłam się delikatnie słysząc słowa przyjaciółki. Nagle dziewczyna w ostatniej chwili zabrała nóż od mojej szyi, rozcinając nim sznury, które ściskały moje dłonie. Następnie, sprawnym ruchem zrobiła to samo z tym, który przywiązywał moje nogi, a po chwili mogłam już poruszać kończynami. Rick stał, wpatrując się tępo w poczynania swojej siostry, nie mogąc zrozumieć co się dzieje, po chwili chwytając za pistolet i wymierzając w dziewczynę. Wykorzystując tą okazję kopnęłam go z całej siły w brzuch, a ten upadł na podłogę metr dalej. Scarlett podbiegła do brata, wyrywając mu z dłoni pistolet, lecz on chwycił ją za nogę sprawiając, że upadła na podłogę z hukiem i wypuszczając broń. Mężczyzna szybko wstał, podbiegając do spluwy, ja w tym czasie, starałam się dosięgnąć do noża, który leżał obok przedniej nóżki krzesła, a kiedy mi się to udało zaczęłam rozcinać resztę lin. Rick złapał za pistolet, ponownie wymierzając w naszą stronę, kiedy ktoś strzelił mu w ramię. Chłopak syknął z bólu, szybko podnosząc się z podłogi i odwracając za siebie, a kiedy to zrobił dłoń Luke'a uderzyła wprost w jego nos przez co znów wylądował na podłodze, a po jego twarzy zaczęła płynąć krew. Luke rzucił się na Ricka, okładając go pięściami. Po chwili do sali wbiegł Andy, który od razu ruszył na pomoc Rickowi. Podbiegł do Luke'a łapiąc go z całej siły za plecy i odrzucając na bok. Scarlett szybko zareagowała i chwyciła za jedno z krzeseł, następnie podbiegła, uderzając nim w Andy'iego. Rick ponownie chwycił za spluwę i wystrzelił pocisk w kierunku swojej siostry, jednak w ostatnim momencie Luke pociągnął ją do siebie, przez co oboje upadli na podłogę. Kula uderzyła w szafę na której stały różne przyrządy chemiczne, rozbijając szybę na tysiące kawałeczków, a po chwili fiolki, które znajdowały się wewnątrz zaczęły wypadać i uderzać o ziemię.
Szybko podbiegłam do mężczyzny, podcinając mu nogi od tyłu, po czym wylądował na ziemi. Szybko wyrwałam mu pistolet, wymierzając w niego.
- I co teraz zrobisz, kotku? - Syknęłam, uśmiechając się przy tym wyjątkowo słodko w jego stronę. Rick zmarszczył brwi, a ja spojrzałam w stronę Luke'a który szarpał się wraz z Andy'm. Na szczęście blondyn spokojnie wygrywał, starając się pobić Wooda do nieprzytomności. Scarlett dzwoniła do chłopaków, po chwili rozłączyła się.
- Są przed budynkiem - Powiedziała. - Uważaj! - Krzyknęła po chwili, a ja zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Rick'a, który w ręku trzymał mój scyzoryk, a po chwili wbił go w moje udo. Syknęłam z bólu, łapiąc się za krwawiące miejsce, a Rick wymierzył cios prosto w moją drugą nogę, przez co straciłam równowagę i zrobiłam kilka kroków do tyłu. Chłopak korzystając z okazji kopnął mnie, przez co upadłam. Chłopak ostatkiem sił wstał, następnie stanął nade mną, wymierzając we mnie spluwą. Uśmiechnął się, po czym odbezpieczył pistolet, lecz po chwili zaprzestał swoich czynności, gdyż Scarlett stanęła za nim, przykładając mu nóż do szyi.
Odwróciłam wzrok, w stronę Luke'a, który wymierzył ostatni cios w Andy'iego, następnie spojrzał na nas.
- No proszę - Prychnął Rick. - Odpuść i tak dobrze wiem, że tego nie zrobisz - Warknął, cały czas stojąc i nie ruszając się. Oddychał ciężko, uśmiechając się pogardliwie, był pewien, że Scarlett nic mu nie zrobi. 
Po chwili do sali wbiegli chłopcy, Mike zaczął pomagać Luke'owi wstać, a Calum uklęknął obok mnie i chwycił moją głowę, kładąc ją na kolana. Delikatnie gładził swoją ręką mój policzek.
- Gdzie jest Ashton? - Spytałam, spoglądając z lekkim uśmiechem na Hooda, tak bardzo cieszyłam się, że jest tutaj teraz ze mną.
- Zabezpiecza teren - Odpowiedział, a ja kiwnęłam lekko głową. Chłopak wziął mnie na ręce po czym odszedł kilka kroków i razem z resztą wpatrywał się w Scarlett.
- Miałeś rację braciszku, ta sama krew w nas płynie - Zaczęła - Ale ja nie jestem jak ty i nigdy taka nie będę, nie jestem potworem - Warknęła, po czym gestem ręki przywołała do siebie Luke'a i Michaela. Oni szybko podbiegli do niej chwytając Rick'a. Scarlett odrzuciła od siebie nóż. Michael wyjął z kieszeni nawilżoną czym chustkę, a następnie przyłożył do ust i nosa Ricka, który patrzył na siostrę niezrozumiałym wzrokiem, a po chwili stracił przytomność.
Scarlett stała, nic nie mówiąc, ale tępo wpatrywała się w leżącego na podłodze Ricka. Po chwili odetchnęła, chowając ręce w dłoniach. Luke widząc to bez zastanowienia po prostu przytulił dziewczynę, zamykając w swoich ramionach. 
Michael spojrzał na Caluma weselszym wzrokiem. Ja także się uśmiechnęłam, wiedząc, że najgorsze mamy już za nami. 

* * *
Witam Was w przedostatnim rozdziale ZEMSTY
O jejku ile emocji sdhjgdsucds. Nie sądziłam, poważnie, nie sądziłam, ze do tego dojdzie, ale jejku sdjauefbds. Strasznie się cieszę, że wszystko poszło po mojej myśli i bez zbędnych komplikacji powoli dochodzimy do końca. Szczególnie Wam za to dziękuję i że wciąż tu jesteście, wspierając mnie ♥ Kocham Was ♥
No to więc... To chyba moje ostatnie w tym fanfiction "Do następnego"
Wyczekujcie następnej niedzieli ♥

8 komentarzy :

  1. Jeju ale się bałam o Madeline, dobrze że Scarlett przyszła w porę
    I btw Calum i Madeline to ship mojego życia, kocham ic
    I Luka i Scar też sjjdjsjssjs
    Mam nadzieję że Rick i Andy się odpierdzielą
    Rozdział genialny!
    Ostatni raz, do następnego x
    Kocham Cię ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Ciebie też kocham <3 Aw dziękuję za miłe słowa. Też ich szipuję <3

      Usuń
  2. Cudowny <3 jestes swietna �� szkoda ze nie bedzie drugiej czesci ale bedzie inne fanfiction to wybaczam �� kocham ����

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast pytajnikow to mialy byc buziaki sorki XD

      Usuń
    2. Jasne hahaha ♥ Dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń
  3. Boże. Boże. Boże.
    Ten rozdział.... po prostu świetnie.
    Stworzyłaś te postaci tak realistycznie, że aż nie wierzę. Mimo całkiem nietypowej historii możemy wyobrazić to sobie tak, jakby działo się za oknem, gdzie moglibyśmy to obserwować.
    Eh, nie wierzę, ze to już koniec.
    Tyna <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awh cieszę się, że tak to postrzegasz bo dążyłam do takich efektów. Kocham i dziękuję za miłe słowa <3

      Usuń