niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział Dwudziesty Drugi

Dziewczyna zbiegła boso po schodach, w ręku trzymając fioletową bluzę. Podbiegła wesoło do lodówki, wyjmując z niej sok pomarańczowy. Położyła kartonik na stół, po chwili wyciągając szklankę i wlewając do niej napój. Wyjrzała przez okno, spoglądając na zatłoczone ulice Los Angeles i zabieganych ludzi, którzy biegli w nieznanym kierunku, trzymając w rękach parasole. Gęste chmury pokrywały całe niebo, a co jakiś czas na ziemię spadały niewielkie kropelki deszczu, które po chwili przemieniły się w ogromną ulewę. Uśmiechnęła się sama do siebie, wciąż patrząc przez okno, uwielbiała deszczową pogodę. 
Po krótkim czasie w progu kuchni stanęła kobieta, mierząca 170 cm wzrostu o brązowych oczach. Uśmiechnęła się promiennie do córki, która szybko odwzajemniła uśmiech. Kobieta podeszłą bliżej swojego dziecka, po czym pogłaskała je po głowie.
- Weź parasol jak będziesz wychodzić - Powiedziała opiekuńczo, po czym wręczyła jej wspomniany przedmiot. 
Dziewczyna lekko kiwnęła głową, odkładając go na blat. Po chwili do końca opróżniła szklankę, po czym zarzuciła na siebie swoją bluzę, do ręki chwyciła torbę oraz parasol i zaczęła zakładać buty. Tymczasem jej rodzicielka zajęła się brudnymi talerzami, które leżały wciąż nieposprzątane po wczorajszej kolacji. 
- Tata odbierze cię ze szkoły, dzisiaj kończy pracę wcześniej - Kobieta poinformowała ją, stając przed nią, w rękach trzymając porcelanowy talerz i szorując go namoczoną gąbką.
- Jasne - Nastolatka kiwnęła głową, po czym obróciła się w stronę drzwi, chwytając za klamkę. Kiedy miała już zamiar wyjść w ostatniej chwili odwróciła się. - Mamo?
Kobieta ponownie pojawiła się w korytarzu.
- Tak? 
- Rick wrócił dzisiaj na noc? - Spytała, szczerze martwiąc się o brata, który od dłuższego czasu zachowuje się dość niezrozumiale dla Scarlett, biedna dziewczyna nawet nie miała o niczym pojęcia, zupełnie.
Rodzicielka uśmiechnęła się słabo, po czym podeszła do córki, zamykając ją w swoich ramionach. Kobieta pocałowała ją czule w czubek głowy, głaszcząc ją delikatnie po plecach.
- Nie, ale jestem pewna, że niedługo wróci - Mruknęła, wciąż uśmiechając się.
Scarlett kiwnęła głową, również odwzajemniając uśmiech.
- Kocham cię mamo - Powiedziała, po czym przelotnie cmoknęła ją w policzek.
- Ja ciebie też kochanie - Szepnęła kobieta, patrząc jak jej córka szybkim krokiem znika za drzwiami. Zapowiadał się tak spokojny dzień...



Patrzyłam wciąż oszołomiona w stronę brata, który uśmiechał się przerażająco. Bałam się dopuścić do siebie myśli, które wyjaśniały ostatnie wydarzenia. Bałam się uwierzyć w to, że przez cały ten czas byłam okłamywana, bałam się uwierzyć w fakt, że mój brat był szaleńcem, psychopatą... Potworem.
Poczułam, że zrobiło mi się słabo, odsunęłam się więc kawałek, wciąż siedząc na brudnej i mokrej podłodze, obok nieprzytomnej przyjaciółki. Chwyciłam się za głowę, podtrzymując się drugą ręką podłoża. Spojrzałam w stronę Madeline, zaciskając powieki, miałam ogromną nadzieję, że kiedy je otworzę okaże się, że po prostu leżę w łóżku, a to tylko zły sen. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona, podtrzymując. Podniosłam lekko głowę, zauważając przy swoim boku Luke'a, który patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem. 
- Jak? - Wydusiłam w końcu z siebie, ponownie wbijając pusty wzrok w brata, stojącego wciąż w tym samym miejscu.
On jedynie prychnął.
- To proste droga siostro, bardzo proste. Bardziej niż ci się to wydaje - Powiedział, kręcąc rozbawiony głową.
Luke zmarszczył brwi, wstając szybko.
- Siostro? - Powtórzył, patrząc zdezorientowany raz na Ricka raz na mnie. Po chwili, złapał się za głowę, robiąc kilka kroków bliżej Ricka, widziałam, że by bardzo zdenerwowany.
- O czym ty do cholery jasnej mówisz?! - Warknął, chcąc złapać mojego brata za koszulkę, jednak ktoś złapał po za rękę. Po chwili z ciemności wyłoniła się sylwetka Andy'ego, którego znałam jako najlepszego przyjaciela Rick'a, a przynajmniej wydawał się nim zawsze być.
Rick zaśmiał się mu w twarz, ponownie kręcąc głową. 
- Niech ona ci to wytłumaczy - Mruknął spokojnie, rozbawionym tonem, wskazując na mnie. Luke odwrócił się, wyrywając Andy'emu. Spojrzał na mnie zawiedzionym i niepewnym wzrokiem pełnym bólu. Bał się tego co powiem.
Spuściłam wzrok, wstając na równe nogi, które wciąż bardzo mi się trzęsły. Po chwili, podniosłam wzrok, by znów móc spojrzeć w jego błękitne tęczówki, uważnie przypatrujące się moim. Przełknęłam głośno ślinę, nerwowo przeczesując włosy ręką.
- On jest moim bratem - Powiedziałam po chwili, wciąż nie odwracając wzroku od jego oczu. Luke patrzył na mnie pusto, przetwarzając moje słowa. Przygryzłam wargę, patrząc na niego przepraszającym wzrokiem.
Czułam na sobie wzrok wszystkich obecnych, ale miałam to gdzieś czy na mnie patrzą, zależało mi jedynie na tym, by Luke w końcu jakoś zareagował, choć okropnie się bałam tego co może się za chwilę stać.
- Nie wierzę, nie możesz być siostrą Kevina - Szepnął, łapiąc się lekko za głowę, jego oczy momentalnie stały się ciemniejsze - Nie wierzę...
Westchnęłam, wbijając wzrok w brata.
- Jak mogłeś mnie tak oszukać? Dlaczego? - Spytałam szeptem, nie mogąc wysilić się na głośniejszy ton, lecz to wszystko nie działo się z powodu smutku czy strachu, przeciwnie, czułam jak w moim ciele buzuje krew, byłam wściekła.
Rick pokręcił głową, po chwili podnosząc na mnie swój rozbawiony wzrok.
- Kim jesteś jako Kevin? - Dodałam po chwili.
- W moim zawodzie nie było łatwo, pseudonim okazał się być bardzo przydatnym rozwiązaniem wielu niedogodzeń, a że bardzo dobrze się przyjął, postanowiłem móc wykorzystać je w ten oto sposób - Wyjaśnił, wypowiadając każde słowo z ogromnym spokojem. Nie rozumiałam jak.
- Po co mnie oszukiwałeś, przecież mieliśmy plan... - Powiedziałam, widziałam jak Luke przygląda mi się wraz z resztą, jego wzrok był pełen żalu, złości i zawodu, to tak bardzo bolało.
- Jaki plan? - Warknął Luke, podchodząc bliżej mnie. - Jaki kurwa plan? - Spytał, oddychając płytko i głęboko. Spojrzałam mu głęboko w oczy, przepraszającym wzrokiem, niczego w tym momencie bardziej nie żałowałam jak tego co zrobiłam. - Kim ty jesteś? - Spytał po chwili, tym razem szeptem.
- Miałam być twoim koszmarem, kimś kto już do reszty miał zniszczyć ci życie. Rozerwać serce, zabić duszę. Miałam wypełnić plan... Wbić się do waszej grupki, wtopić w tłum, niepozornie i dobić cię, chciałam byś sięgnął dna - Powiedziałam, ani na chwilę nie tracąc z blondynem kontaktu wzrokowego, jednak kiedy wypowiedziane słowa doszły do chłopaka, złapał mnie mocno za ramiona.
- Dlaczego? - Spytał szeptem. - Dlaczego chciałaś to zrobić? - Powtórzył, lecz tym razem krzyknął, potrząsając mną lekko.
- Chciałam się zemścić! - Krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku.
- Za co?!
- Za to, że ty mi wcześniej zniszczyłeś życie! Zabiłeś ich!



Scarlett pokonywała drogę biegiem, w jednej ręce ściskając parasol, a w drugiej telefon, na którym kolejny raz wystukiwała numer telefonu swojej mamy. Westchnęła kolejny raz słysząc pocztę głosową.
- Mamo, czemu nie odbierasz? Co się stało? Tata przecież miał mnie odebrać ze szkoły - Powiedziała, następnie rozłączyła się. Miała ogromną nadzieję, że jej rodzicielka wkrótce wysłucha pozostawioną przez nią wiadomość i oddzwoni.
Po chwili wbiegła na schody, wyrzucając z ręki parasol i poszukując w swojej torbie kluczy do domu. Westchnęła, nie mogąc ich nigdzie znaleźć. Z ostatkiem nadziei, chwyciła za klamkę, naciskając ją, następnie lekko pchnęła drzwi do przodu. Uśmiechnęła się pod nosem, zauważając, ze drzwi nie są zamknięte. Po chwili jednak zaniepokoiła się, przypominając sobie, że jej matka zawsze zamykała dom na klucz, nawet jeśli znajdowała się w środku, taka już była. Dziewczyna niepewnie zajrzała do środka, a kiedy tylko spostrzegła ogromny bałagan w środku, przerażona wskoczyła do pomieszczenia. Zakryła usta ręką, spoglądając na porozrzucane meble, rozbite szkło po naczyniach oraz ramach za zdjęcia. Spojrzała w kąt w którym stała rozbita doniczka od ulubionego kwiatka jej matki, który dostała w prezencie od swojego męża na urodziny. Po policzkach zaczęły spływać jej łzy, zdezorientowana i kompletnie zagubiona podeszła do półki, obok której leżała zbita rama, chwyciła ją do rąk spoglądając na zdjęcia, na której widniała twarz jej matki oraz ojca.
- To wszystko przez niego... - Usłyszała za sobą głos brata. Scarlett szybko wstała, odrzucając zdjęcia ponownie na podłogę. Spojrzała zapłakana na brata, który stał na środku salonu, uważnie ją obserwując. Dziewczyna podbiegła do niego wtulając się z całych sił. Chłopak objął ją, wtulając w siebie.
- C...co się stało? G...gdzie mama i t...ata? - Wyjąkała, przyciskając twarz do klatki piersiowej Ricka.
On masował ją ręką po plecach, patrząc przed siebie z poważną miną.
- To wszystko jego wina - Powiedział, Scarlett spojrzała na niego zdezorientowana.
- Kogo? - Spytała, pociągając nosem.
- Nazywa się Luke Hemmings, to on ich zabił.



Luke patrzył zdenerwowany, nie mając pojęcia o czym mówię.
- Kogo? - Warknął po chwili, a jego oczy ponownie stały się ciemniejsze.
- Moich rodziców - Syknęłam przez zaciśnięte zęby. Hemmings zmrużył oczy. 
- Nikogo nie zabiłem, a na pewno nie twoich rodziców - Warknął, wciąż patrząc mi prosto w oczy. Zacisnęłam pięści.
- Nie, Luke. Znam całą historię, wiem o ich układach, wiem o tym, że byli zadłużeni, że nie potrafili przestać żyć normalnym życiem, nawet po tym jak urodziła im się dwójka dzieci. Wiem, że nie potrafili żyć bez hazardu - Syknęłam. - Wiem, ze w ten sposób chciałeś by spłacili długi tobie oraz twojemu ojcu!
Luke oddychał płytko, przypatrując mi się pusto. Oblizał usta, kręcąc głową.
- O czym ty mówisz? - Spytał, a tym razem ja pokręciłam głową.
- Nie udawaj - Szepnęłam.
Po chwili do moich uszu dobiegł śmiech Ricka, wraz z Luke'iem spojrzałam w jego stronę zdezorientowana.
- Oboje jesteście tacy głupi - Mruknął rozbawiony, a Andy zawtórował mu.
Spojrzałam na niego pytająco.
- O co ci znów chodzi? - Spytałam, nie mając już kompletnie na nic siły...
- Kłamał - Odpowiedział Luke, zamiast Rick. - Wszystko co ci powiedział to było cholerne kłamstwo, a ty we wszystko mu uwierzyłaś! - Warknął, odwracając się w moją stronę. - Nie zabiłem twoich rodziców, nawet nigdy nie miałem z nimi do czynienia, ale Kevin... Rick, chciał się na mnie zemścić w ten sposób za coś innego - Wytłumaczył, wyglądał na kompletnie wypranego z jakichkolwiek uczuć i emocji.
- Za co? - Spytałam łamiącym się głosem, nie miałam już żadnych sił... Żadnych.
- Za Isabelle - Powiedział Rick, momentalnie spoważniał. Zmarszczyłam brwi, przypominając sobie wesołą i uśmiechniętą, śliczną blondynkę ze zdjęć w garażu i pokoju Luke'a.
- Kochałem ją, ale on chciał mi ją odebrać, odebrać mi moją Isabelle - Warkną Rick, zaciskając pięści.
- Nie kochałeś jej, nikogo nie potrafisz kochać - Wtrącił się zirytowany Michael, który wraz z resztą przez cały ten czas zajmował się nieprzytomną Mady.
- Kochałem! - Zaprzeczył Rick.
- Ale ona nienawidziła ciebie - Syknął Luke.
- Kłamiesz!
- Dlatego chciałem ją chronić, ja w odróżnieniu do ciebie chciałem chronić swoją siostrę! - Warknął zirytowany Hemmings.
- Tak? - Syknął rozwścieczony Rick. - Więc patrz, jakie są teraz tego konsekwencje! - Warknął, a po chwili okropnie śmierdzący dym ponownie zapełnił całe pomieszczenie, uniemożliwiając mi widoczność. Zaczęłam kaszleć, a moje nogi, okropnie trzęsąc się, powoli przestawały pracować. Po chwili jednak poczułam jak ktoś łapie mnie z całej siły za łokieć, wyciągając z pomieszczenia. Kiedy tylko opuściliśmy budynek upadłam, kaszląc na asfalt. Podniosłam lekko głowę patrząc na odchodzącą sylwetkę Luke'a, do którego podbiega Ashton informując o czymś blondyna, oboje zaczęli po chwili biec w jakimś kierunku. Nie miałam już siły krzyczeć, nie miałam już siły na to by w cokolwiek wierzyć, nie miałam już siły by móc dalej funkcjonować, by żyć...

* * *
Przepraszam Was za małe spóźnienie... 
Cóż, nie mam chyba nic do powiedzenia, jednak muszę Was powiadomić, że następny rozdział pojawi sie dopiero 17 lipca, z powodu mojego dwutygodniowego wyjazdu. Mam nadzieję, zę wytrzymacie. Kocham Was, miłego wieczoru ♥

6 komentarzy :

  1. Omg! Tyle się porobiło. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ale jakie wytrzymam do 17. :)
    Życzę duuuużo weny.
    ~W.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział rozłożył mnie na łopatki. Jakim cudem to wszystko tak... ?Boże. Ja przez Ciebie dostanę kiedyś zawału. Zgine marnie.
    Piszesz naprawdę świetnie i cieszę się, że postanowiłaś się tym podzielić.
    Życzę Ci miłego wypoczynku i dużo weny.
    Tyna <3

    A i jeszcze jedno.
    JAK JA MAM WYTRZYMAĆ DO 17 LIPCA???!!!!!!
    Buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. no nareszcie wszystkonsie wyjasnilo, chociaz w sumie podejrzewalam ze to tak bedzie

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz ja tak zostawi ugh glupi Luke ale mu sie nie dziwie xd

    OdpowiedzUsuń